Legia Warszawa zdobyła 'Wembley'

21.10.2013 09.30, autor: Szymon Bartnicki, fot.: Paweł Niemierko, źródło: własne

Nie chodzi jednak o legendarny stadion w Londynie, a o sztuczne boisko w Parku Skaryszewskim, które przez naszych piłkarzy jest właśnie tak nazywane. Zespół z rocznika 1997 w niedzielę wygrał tam z Drukarzem, co oznacza, że wciąż liczy się w walce o awans do kolejnej fazy rozgrywek.

Przed niedzielnym starciem Legia z 19. punktami na koncie zajmowała drugie miejsce w tabeli. Strata do zasiadającej na fotelu lidera Unii Warszawa wynosiła cztery oczka, dlatego legioniści nie mogli pozwolić sobie na jej powiększenie.

- Panowie, koncentracja! - pokrzykiwali kilkukrotnie podopieczni trenera Kamila Sochy przed rozpoczęciem meczu. Nie pomogło... Po gwizdku inaugurującym spotkanie gracze Drukarza ruszyli do ataku niczym sprinterzy do biegu po komendzie „start” i w efekcie w ciągu dwóch minut dwukrotnie byli bardzo blisko objęcia prowadzenia. Najpierw interwencją godną Ikera Casillasa popisał się broniący dostępu do bramki Legii Wiktor Lasota, a następnie rywal w stuprocentowej sytuacji uderzył tuż obok słupka. Dobry bramkarz musi mieć jednak szczęście, a Wiktor kilkoma efektownymi interwencjami oraz pewną grą na przedpolu pokazał w niedzielę, że w przyszłości może nim być.

Po efektownym początku w wykonaniu gospodarzy w kolejnych minutach do głosu doszli także nasi zawodnicy. Tylko w pierwszej połowie legioniści dwa razy trafili w poprzeczkę, raz w słupek, ale piłka jak zaczarowana nie chciała wpaść do siatki.

Z czasem piłkarskiej magii postanowi użyć także trener Socha, który zalecił Mateuszowi Wietesce zamianę pozycjami z Mateuszem Leleno. - Wieteska jest po prostu dużo silniejszy, dlatego uznałem że przyda się na „dziewiątce” głównie po to, aby strącać piłki do partnerów – tłumaczył opiekun rocznika 1997. Wspomniana roszada przyniosła oczekiwany skutek w 69. minucie, gdy bramkę na 1:0 zdobył Konrad Michalak. Po znakomitej wrzutce Dawida Witkowskiego Wieteska wprawdzie piłki nie zgrał, lecz sprawił, że uczynił to rywal.

Drugi gol to z kolei zasługa Grzegorza Aftyki, który z lewego skrzydła posłał futbolówkę do Leleno, ten tylko ją trącił, bramkarz wybił do boku, a wbiegający obrońca  zaliczył trafienie samobójcze. Szkoda tylko, że kilka minut później nasz bramkarz, po błędzie jednego z defensorów, także musiał wyjmować piłkę z siatki...

- Nie można w ten sposób tracić bramek. 2:0 to z pozoru bezpieczny rezultat, ale tylko do momentu, kiedy rywal nie złapie kontaktu. Najlepszy przykład to ostatnie spotkanie Górnika Zabrze ze Śląskiem Wrocław, w którym goście, mimo dwubramkowego prowadzenia, przegrali 2:3 – przestrzegał Socha.

Na szczęście drużyna trenera rocznika 1997 zdołała utrzymać korzystny wynik, który pozwala dalej marzyć o grze w kolejnej fazie rozgrywek. Aby w niej wystąpić Legia musi wygrać z zespołem NOSIR Świt Nowy Dwór Mazowiecki i z Unią Warszawa oraz liczyć na to, że Ci drudzy przynajmniej raz zgubią punkty.

- W pewnym momencie sami skomplikowaliśmy swoją sytuacje, dlatego obecnie nie ma co oglądać się na  innych. Chcemy wygrać dwa pozostałe mecze – wyznał trener Socha. Tylko tyle i aż tyle...

Rocznik 1997: Drukarz Warszawa – Legia Warszawa
0:1 Konrad Michalak as. Dawid Witkowski (69')
0:2 Samobój (73')
1:2 Przeciwnik (80')

Legia: Wiktor Lasota – Maciej Wojczuk (50. Bartosz Świderski), Arkadiusz Górka, Dawid Witkowski, Adrian Gapczyński – Mateusz Wieteska, Filip Karbowy (78. Kamil Wiśniewski), Miłosz Szczepański (66. Kacper Krasuski), Konrad Michalak (75. Radosław Cieślak), Grzegorz Aftyka (76. Sebastian Stolarski), Mateusz Leleno (77. Maksymilian Maj).